Bez doświadczenia w handlu, ale z dobrą lokalizacją, zaangażowaniem i pomocą centrali – tak startuje Stokrotka w Trzcianie. Otworzył ją miesiąc temu, ze wspólnikiem, Janusz Woźniak. Wcześniej zajmował się różnymi rzeczami, ale nie handlem.
Zaczęło się od tego, że wspólnicy kupili na przetargu liczący 500 mkw. budynek, w którym wcześniej działał dom ludowy oraz 30‑metrowy sklepik spożywczy ze sprzedażą zza lady. W obiekcie przy ruchliwej trasie przelotowej można było założyć niejeden biznes; wspólnicy myśleli nawet o sali do squasha, lecz za namową mieszkańców Trzciany postanowili, że najlepszym rozwiązaniem będzie kontynuowanie w tym miejscu handlu, ale już w placówce z prawdziwego zdarzenia. Założyli więc spółkę akcyjną, bo jak przyznaje Janusz Woźniak, ta formuła prawna daje największe możliwości rozwoju, a wspólnicy chcą się rozwijać, i – jeśli dobrze pójdzie w Trzcianie – otwierać kolejne Stokrotki. Na przyszły rok zaplanowali dwie. Mający 250 mkw. powierzchni sprzedaży sklep działa od blisko miesiąca, ale już dziś można powiedzieć, żeby była to inwestycja, na którą ludzie z bliższej i dalszej okolicy czekali. W promieniu kilku kilometrów nie ma bowiem sklepu z tak bogatą ofertą i równie uporządkowanego.
Personel? Żaden problem
Zanim wspólnicy rozpoczęli rozmowy ze Stokrotką dobrze przyjrzeli się tej sieci, interesowali się również innymi szyldami. Po wnikliwym rozpoznaniu rynku, doszli do ważnego wniosku: – Stokrotka nie wchodzi w niepewne biznesy, bo dokładnie prześwietla lokalny rynek, zanim zdecyduje się na jakąś lokalizację. Muszą być pewni, że w tym miejscu jest szansa na udany biznes. Nie każda sieć się tego trzyma – tłumaczy Janusz Woźniak. Do Stokrotki przekonała go również lepsza logistyka. Jestem zadowolony z obsługi logistycznej Stokrotki. Towar jest na czas, a cenowo nie da się pobić. Porównywałem ofertę piwa „na zewnątrz” i okazało się, że konkurencja nie jest w stanie nawet zbliżyć się do stokrotkowych cen, nie mówiąc już o ich przebiciu.
Po miesiącu przyszło pozytywne zaskoczenie. – Zrekrutowanie ludzi do pracy okazało się łatwiejsze niż przypuszczałem. Znalazłem osoby z lokalnej społeczności, które nie miały zajęcia lub zrezygnowały z innej pracy, żeby przejść do mnie. Zaproponowałem dobre warunki. Prowadzenie sklepu to bardzo czasochłonny biznes. Wciąż trzeba gdzieś jechać, dzwonić, coś załatwiać – wylicza Janusz Woźniak.
Klient nie widzi, ale czuje
Kolejnym ważnym argumentem była nazwa, która zdaniem właściciela ładnie brzmi. – Stokrotka dobrze się kojarzy, bo to jest polska firma, co na Podkarpaciu ma duże znaczenie – mówi Janusz Woźniak. I dodaje: – Jest dużo pozornie małych rzeczy, których klient nie widzi, ale czuje. Chodzi głównie o ułożenie towaru, etykiety, regały itd. Coś ma stać tu, a nie gdzie indziej, bo tak wynika z wieloletnich doświadczeń. Firma Stokrotka pomaga w dostosowaniu sklepu do swoich wymagań jakościowych. Ten proces był moim zdaniem perfekcyjny. Od pierwszego kontaktu z franczyzodawcą na każdym etapie rozwoju sklepu pojawiali się kompetentni ludzie z centrali, którzy zajmowali się swoją działką. Dlatego klienci nie odchodzą od Stokrotki, a sklepy dzięki temu trwają i robią wyniki – mówi detalista. Podaje przykład projektanta z Poznania, który doradzał mu przy urządzaniu sali sprzedaży. Tam gdzie właściciel chciał coś zmienić i potrafił wykazać, że tak będzie lepiej, projektant szedł na ustępstwa. Ale tam, gdzie jego sugestie były chybione i mogłyby przynieść szkody, projektant mówił „Panie Januszu, tak nie możemy zrobić, bo to się nie sprawdzi. Robimy więc podobnie, jak w innych sklepach”. Dziś detalista wie, że fachowiec ze Stokrotki miał rację.
Ruch większy niż oczekiwano
Wspólnicy liczą na to, że zakupy w ich sklepie będą robić zarówno mieszkańcy Trzciany jak i przejezdni. Na szczęście, z obserwacji pracowników wynika, że jest ich coraz więcej. Kierowniczka, Joanna Długosz‑Czekaj, już dziś jest pewna, że sprawy pójdą w dobrym kierunku. – Ruch w pierwszych tygodniach przewyższył nasze oczekiwania. Klienci podkreślają, że asortyment jest lepszy, i przede wszystkim mogą go wziąć do ręki, obejrzeć. Największym zainteresowaniem cieszy się stoisko mięsne i regał z pieczywem. Mogłoby się wydawać, że będą się sprzedawać wędliny z niższej półki cenowej, a wcale tak nie jest. Ludzie wolą kupić kilka plasterków, ale jakościowego towaru – tłumaczy Joanna Długosz‑Czekaj.
Równie optymistycznie patrzy w przyszłość Janusz Woźniak. Mimo że to dopiero początek jego przygody z handlem, detalista wierzy, że sklep w Trzcianie z miesiąca na miesiąc i z roku na rok będzie zwiększał obroty. A on sam – liczbę Stokrotek w swojej spółce.
Źródło: Wiadomości Handlowe Nr 10/2017 (169)
Hubert Wójcik, wiadomościhandlowe.pl